Swe korzenie mają na Bliskim Wschodzie, skąd do Europy w czasach wypraw krzyżowych przywieziono sposób pieczenia kruchego ciasta oraz bogate składniki. Znane były już na rzymskich stołach, w czasie obchodów świąt zwanych Saturnalia. W Anglii znane były początkowo pod nazwą coffin pie (ciastko trumna) bo były większe niż dotychczas i miały swym kształtem przypominać trumnę lub żłobek Dzieciątka Jezus i pod taką nazwą występowały w starych angielskich książkach kucharskich.
W czasach Tudorów miały w swym składzie mięso, słoninę oraz bakalie, czasem też mięso gęsi lub innych zwierząt, zwane były wtedy mutton pie - od koźliny, którą też często dodawano do tego przysmaku. W czasach wiktoriańskich były bardzo popularne wśród katolików a krytykowane i bojkotowane przez protestantów. Liczba składników potrzebnych do ich upieczenia i nadzienia wynosiła trzynaście – na pamiątkę Jezusa i jego dwunastu apostołów, coś na kształt naszych dwunastu potraw na wieczerzę wigilijną.
Mowa o tu maleńkich mince pies – ciasteczkach, które
zachowały w nazwie wspomnienie dawnego składu – mince to po angielsku mięso
mielone. Obecnie są mieszaniną tylko i wyłącznie bakalii,
w optymalnej wersji
moczonych przez miesiąc w brandy lub whisky. Anglia i Irlandia nie wyobraża
sobie bez nich grudnia, a w Dzień Bożego Narodzenia podaje się je do stołu wraz
ze słuszną warstwą śmietany ubitej z whisky albo masła zmiksowanego z brandy.
Obecnie jedzą je wszyscy, nie tylko katolicy, od XVII wieku są popularne również
w USA, dokąd zostały przywiezione przez brytyjskich imigrantów, choć tam zjada
się na Święto Dziękczynienia. W samej
tylko Wielkiej Brytanii liczba sprzedanych mince pies w okresie świątecznym,
wynosi około 7 milionów sztuk.
Pojawiają się w sklepach około listopada, kuszą swym
smakiem, sklepowe są niesamowicie słodkie, domowe można przyprawić według własnego gustu, bo
ich przygotowanie jest banalne. Jest to
po prostu kruche ciasto wypełnione nadzieniem z rodzynek, daktyki, suszonych
śliwek, skórki pomarańczowej, suszonej porzeczki, orzechów, migdałów z dodatkiem korzennych
przypraw. Górę można całkowicie zakryć
ciastem lub wyciętym wzorkiem gwiazdy, choinki czy innego świątecznego motywu. Są słodkie i nie da sie zjeść więcej niż trzy
na raz, choć pewnie są gdzieś na świecie zawody w jedzeniu mince pie i tam na
pewno nie przejmują się takimi drobiazgami jak nadmiar słodyczy.
Współczesne przepisy proponują nadzienie w cieście filo, w kubku, jako zawijaniec - jakby nie piec, smak bakalii jest cały czas ten sam, ciastko pachnie świętami i błyskawicznie przenosi w zimową scenerię, gdzie jest kominek, grzane wino, za oknem prószy śnieg, a my siedzimy w bujanym fotelu, owinięci w ciepły koc.
Współczesne przepisy proponują nadzienie w cieście filo, w kubku, jako zawijaniec - jakby nie piec, smak bakalii jest cały czas ten sam, ciastko pachnie świętami i błyskawicznie przenosi w zimową scenerię, gdzie jest kominek, grzane wino, za oknem prószy śnieg, a my siedzimy w bujanym fotelu, owinięci w ciepły koc.
Dzieci układają mince pie wraz ze szklanką mleka na
parapecie w wigilijny wieczór, jako przekąskę dla Świętego Mikołaja,
roznoszącego prezenty, dokładajac do tego często również marchewkę dla jego
pomocnika – Czerwononosego Rudolfa.
Ja je
uwielbiam, często piekę już od
listopada i wypełniam dom świątecznym
zapachem. Gotowe kupuje gdy na mieście dopadnie mnie głód. Przez listopad i grudzień jemy ich zwykle
tyle, że w Dzien Bożego Narodzenia w ogóle już o nich nie pamiętamy. Trzymamy
zwykle jedno specjalne dla Mikołaja i o dziwo, co roku znika z naszego
parapetu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz