Zanim
przyjechałam do Anglii wiedziałam jedno – jedzenie jest tu niedobre. Mówili to
wszyscy, którzy w Anglii byli, mieszkali, lub nie byli, ale znali kogoś, kto tam był. Uznałam to prawie za
pewnik, a że lubię jeść była to sprawa najbardziej spędzająca mi sen z powiek,
poza oczywiście wiecznie mglistą angielską pogodą. Umię też gotować, więc
pomyślałam, że ostatecznie postaram wyczarować coś zjadliwego.
Już
pierwszy spacer po Wellingborough Road w Northampton przekonał mnie, że mit
wszechobecnej ''fish and chips'' jest tako samo wyssany z palca jak i obraz
wiecznie zamglonego Londynu z filmów o Sherlocku Holmsie. Mijałam bufet za
bufetem, eleganckie restauracje, jadłodajnie, bary szybkiej obsługi serwujące kuchnię
z całego niemal świata, a moje zdziwienie sięgnęło zenitu gdy odwiedziłam
pierwszy z brzegu duży sklep spożywczy. Półki wręcz uginały się od
półproduktów, których w Polsce nie miałam okazji nawet oglądać. Kiedy w charity
shopie kupiłam starą brytyjską książkę kucharską (dla zainteresowanych była to
''Good Housekeeping Cook Book, London, Ebury Press, 1980) i pobieżnie ją
przejrzałam przekonałam się, że tradycyjna kuchnia jest zbliżona do polskiej
ale potrafi też być nieco egzotyczna i na pewno nie jest monotonna ani
pozbawiona smaku. Używając tylko i wyłącznie brytyjskiej książki kucharskiej, a jak wiadomo na rynku znaleźć można książki wszystkich kuchni świata, z
dostępnych tu produktów można by przez cały rok gotować codziennie coś innego i
nie popaść w kulinarną rutynę.
W
brytyjskiej kuchni królują ryby i owoce morza co nie dziwi zważywszy na fakt,
że jest to kraj wyspiarski. Pomijając fastfoodowy filet z dorsza z frytkami,
Brytyjczycy jedzą ryby w niemal każdej postacią i gatunku – są tu między innymi
łososie, śledzie, dorsze, świeże makrele, które Polacy znają głównie w postaci
wędzonej, sardynki, tuńczyk, oraz bardzo popularny haddock znany w Polsce pod
nazwą plamiak czy łupiak. Są ryby świeże, wędzone, ryby marynowane,
faszerowane, grilowane, filety rybne, ryby w różnorakich sosach, oraz zupy
rybne. Owoce morza zaskakują swym bogactwem – znaleźć tu można kilka rodzajów
krewetek, małże, ostrygi, kraby i raki. Przyrządza się je na wiele sposobów z
czego najpopularniejsze jest grillowanie.
Oprócz
ryb dominującym produktem jest mięso. Choć najczęściej na myśl przychodzi nam
serwowany w wielu miejscach bekon oraz niedzielny roast beef, w każdy markecie
można znaleźć przyprawiający o ból głowy wybór mięsa. Anglicy kochają wołowinę,
którą jedzą w postaci steków, karkówek i żeberek, wykorzystują również mięso
mielone. Nie pogardzą wieprzowiną (ulubione brytyjskie danie to pork stew,
danie jednogarnkowe z zielonym groszkiem, marchewką i kawałkami wieprzowiny) a
za przyczyną bardzo popularnej kuchni hinduskiej chętnie jedzą również baraninę
czy jagnięcinę (najpopularniejsza to jagnięca noga ang. leg of lamb i barani
kebab). W sklepach i na placach targowych aż roi się od drobiu, dostępne są nie
tylko kurczaki ale również przepiórki, indyki, kaczki, gęsi. Brytyjczycy ze
smakiem zjadają również podroby a każdy miłośnik polskiej kaszanki na pewno
polubi haggies, tradycyjne szkockie
danie, składające się z podrobów baranich i owsianki gotowane w baranim żołądku. Choć brzmi to może niezbyt zachęcająco,
pierwszy kęs sprawia, że największy nawet sceptyk zmienia zdanie.
Pory
roku nie mają wpływu na dostępność warzyw i owoców na brytyjskim rynku. Wizyta
w sklepie czy na placu targowym sprawia, że czujemy się przytłoczeni ich
ilością i różnorodnością towaru. Nic dziwnego że Anglicy tak chętnie używają
warzyw w swojej kuchni jako składników zup, sosów i dań jednogarnkowych oraz
jako dodatek do mięs. Najpopularniejsze warzywa to zielony groszek, brukselka
podawana głównie do świątecznego obiadu, oraz ziemniaki. Oprócz znanych nam
europejskich owoców, można znaleźć wiele egzotycznych gatunków jak dragon
fruit, lychees czy granaty by wymienić tylko kilka.
Nie
byłoby jednak smacznego dania bez przypraw, których tutaj nie brakuje.
Obok pojedynczych świeżych czy suszonych
ziół i przypraw znaleźć tu można mieszkanki przypraw do niemal każdego dania,
które jednak ze względu na obecność glutaminianu sodu nie mogą konkurować z
tymi samodzielnie skomponowanymi. Kiedy oprócz brytyjskich supermarketów
odwiedzimy etniczne sklepy, chociażby hinduski czy arabski, znajdziemy
przyprawy takie jak między innymi asafoetida, czarny i zielony kardamon, garam
masala, imbir, kilka rodzajów papryki, kmin rzymski, kolendra, koriander,
kozieradka, kurkuma, laski cynamonu, liście curry, proszek mango, szafran,
które umiejętnie stosowane zmienią smak każdego dania.
Mieszkałam
w małym miasteczku (stosunkowo małym – miało 250 tys. mieszkańców, co w Anglii
jest niewielką liczbą, ale w Irlandii gdzie stolica ma niewiele ponad 500
tysięcy, takie miasteczko miałoby z pewnością status metropolii), a sklepów z
jedzeniem z całego świata nie brakowało, ale dopiero wycieczki do Londynu
sprawiały, buszowaliśmy z wypiekami po sklepach z przyprawami z dalekiego wschodu, wracaliśmy obładowani
japońskimi i chińskimi specjałami, z Chinatown i stosując egzotyczne
składniki, eksperymentowaliśmy z kuchnią fusion, tworząc całkiem nowe smaki,
które na zawsze weszły do naszego menu.
Coraz
szybsze tempo życia wymusza istnienie dań typu fast food, nieprzynoszących
sławy bogatej brytyjskiej kuchni. Zapracowani nie mamy czasu na wymyślanie i
gotowanie dańz kuchni babuni i chociaż najprościej jest zjeść coś na mieście, kupić
gotowe danie w Icelandzie lub zjeść fasolkę z puszki, kulinarne eksperymenty z
wykorzystaniem tradycyjnych przepisów mogą sprawić, że na zawsze zmieni się
nasze zdanie na temat tutejszego jedzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz