Po tę książkę sięgnęłam po powrocie z wakacji na południu Francji. Miała mi przypomnieć spędzony tam czas i troszkę przedłużyć wakacyjny nastrój.
Chociaż czytałam ją bardzo długo ( nie dlatego, że ma ponad pięćset stron, ale dlatego, że mam dziwny zwyczaj czytania kilku książek równocześnie, i w tak zwanym międzyczasie czytałam jeszcze dwie inne), mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że naprawdę wciąga.
Młodziutka Simone Fleurier wychowuje się wraz z rodzicami i despotycznym wujem Gerome na farmie lawendy. Po śmierci ojca wujek decyduje, że Simone musi zapracować na swoje utrzymanie i w tym celu wysyła ją do domu ciotki Augusty w Marsylii. Czeka tam na nią ciężka praca, po paru miesiącach przypadkowo trafia jednak do lokalnego teatrzyku rewiowego jako pomoc garderobianej. Kolejny przypadek sprawia, że staje na scenie i zostaje ulubienicą publiczności. Namawiana przez agenta wyjeżdża do Paryża, ale szybko przekonuje się, że niełatwo dostać choćby najmniejszą gażę. Talent, wrodzona skromność oraz umiejętność nawiązywania stosunków międzyludzkich powoduje, że po jakimś czasie zostaje gwiazdą Paryża oraz otwiera się przed nią międzynarodowa kariera. Wybuch drugiej wojny światowej sprawia jednak, że całe jej życie ulega zmianie a ona sama musi opowiedzieć się po której stronie chce pozostać.
Źródło: www.merlin.pl |
Książka Alexandry Belindy to na pól autentyczny na pół zmyślony obraz Paryża z lat dwudziestych. Obok całkowicie fikcyjnych postaci przewijają się Coco Chanel, Josephine Baker, Picasso i Charles DeGaulle.
Ta napisana z rozmachem ponad pięciusetstronicowa powieść daje rozrywkę na długie godziny. Niech jednak nikogo nie przeraża jej objętość – książkę czyta się jednym tchem.
Alexandra Bellinda. Źródło: http://www.fantasticfiction.co.uk/a/belinda-alexandra/ |
Alexandra Bellinda to córka Rosjanki i Australijczyka. Mieszka w Australii. Swą pierwszą książkę opublikowała w 2003 roku. Była to Biała Gardenia, w której opisała losy swej matki. Kolejne to: Dzika lawenda (2005), Srebrzysta akacja (2007, Silver Wattle) oraz opisana też przeze mnie Toskańska Róża (2010, Tuscany Rose).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz